takhebrajski też jest piękny...
pewien nieboszczyk "błogosławionej pamięci" - na cmentarzu żydowskim w Krakowie spoczywający - przekonał mnie, że słusznym dla mnie wyborem będzie studiować filologię klasyczną (nie wiedziałem na co się zdecydować)
podziałała na mnie inskrypcja na jego nagrobku...
słowem był to człowiek, który znał hebrajski, łacinę i grekę - był doktorem filologii klasycznej
jak można żyć bez łaciny??? czy nie uważacie, że człowiek (chodzi mi o humanistów) pozbawiony wswpomnień typu "mam oczy pełne łez - Gallia est omnis divisa in partes tres" jest w pewien sposób pokrzywdzony przez los??? ja jestem chyba pokrzywdzony, bo nigdy tego nie tłumaczyłęm w szkole
dopiero jakieś 3 miesiące temu przetłumaczyłem ten wypis pisemnie...
poza tym to jaki przedmiot przynosi tyle radości i wspomnień co łacina? weźmy chociażby różne próby przekupienia nauczyciela "żeby nie było sprawdzianu" - kawa, pączek, gazeta, figurka Odyseja (taki "dziad" słomiany przypominający strach na wróble - patent IIIa w V LO w Szczecinie)... albo ci nieprzecietni nauczyciele: pani Kropp (która "zapomniała skończyć kółka"); pan profesor, który to opowiadał niezliczone historyjki "z własnego życia wzięte" (np: jak dachował kabrioletem) i wielu innych... albo taka Kajkylia
czyż nie jest to niezapomniany element życia???