Załamka ;( albo Uczta ;)
-
- Senator
- Posty: 309
- Rejestracja: śr 18 kwie 2007, 15:34
- Lokalizacja: Vereinigte Staaten von Groß-Österreich
- Martinus Petrus Garrulus
- Proconsul
- Posty: 2556
- Rejestracja: ndz 19 lut 2006, 23:18
- Lokalizacja: Kraków
-
- Senator
- Posty: 309
- Rejestracja: śr 18 kwie 2007, 15:34
- Lokalizacja: Vereinigte Staaten von Groß-Österreich
- Martinus Petrus Garrulus
- Proconsul
- Posty: 2556
- Rejestracja: ndz 19 lut 2006, 23:18
- Lokalizacja: Kraków
No na wprowadzenia Łaciny do szków gimnazjalnych itp. to bym za bardzo nie liczyła Powiem Wam, jak to wygląda z punktu widzenia gimnazjalisty: mundurki to przy tym by był pikuś Niestety nie wszyscy kochają łacinę - a teraz powiedz nastolatkom, że mają się jej uczyć. Przynajmniej 95% gimnazjalistów dostałoby chyba zawału serca - juz jak opowiadam moim koleżankom, że się ucze łaciny, to robią taaakie oczy i wydają z siebie dziwne dźwięki
-
- Tribunus militum
- Posty: 177
- Rejestracja: wt 16 sty 2007, 19:00
- Lokalizacja: Wrocław
To prawda. U mnie w szkole nie nawet jednej osoby, która na serio interesowała by się kulturą antyczną, a co dopiero chciała by się uczyć łaciny. Ale nie wszystkie przedmioty w szkole muszą wszystkich intresować, a wszyscy muszą sie ich uczyć.
... beznadziejnym, Ikarowym lotem byłby cały wysiłek kultury nowoczeswnej, gdyby przez nierozwagę straciła podporę tych skrzydeł, które jej przypiął geniusz kultury klasycznej.
Gustaw Przychodzki
Gustaw Przychodzki
- Martinus Petrus Garrulus
- Proconsul
- Posty: 2556
- Rejestracja: ndz 19 lut 2006, 23:18
- Lokalizacja: Kraków
popieram! ja musiałem się uczyć matematyki, biologii i chemii... to niech nni męczą się z łaciną:D
ostatnio mi się nawet śniła moja matematyczka i to, że miałem coś zaliczyć z matematyki i kompletnie nie wiedziałem już, o co chodzi... to był koszmar! ale w tym śnie mówiłem sobie: "nie! no przecież już studiuję i tu już nie ma matematyki..." ale matematyczka zbiła moje twierdzenie mówiąc: "od teraz jest i to przez pięć lat!" to był rzeczywiście koszmar...
no więc właśnie, dlaczego zamykać ludziom drzwi do tak bogatego świata kultury i myśli? wszyscy powinni mieć łacinę, tak jak i mają matematykę, czy chemię...
ostatnio mi się nawet śniła moja matematyczka i to, że miałem coś zaliczyć z matematyki i kompletnie nie wiedziałem już, o co chodzi... to był koszmar! ale w tym śnie mówiłem sobie: "nie! no przecież już studiuję i tu już nie ma matematyki..." ale matematyczka zbiła moje twierdzenie mówiąc: "od teraz jest i to przez pięć lat!" to był rzeczywiście koszmar...
no więc właśnie, dlaczego zamykać ludziom drzwi do tak bogatego świata kultury i myśli? wszyscy powinni mieć łacinę, tak jak i mają matematykę, czy chemię...
Nulli parcit hiems, nullus quoque frigore gaudet,
donec Ver veniat nos foveant pueri!
donec Ver veniat nos foveant pueri!
Hehe, ale w Was jadu - "Musiałem się uczyć matmy, bioli i fizy to niech teraz inni się męczą z łaciną" Akurat Ty Marcinie, to trafiłeś najgorzej jak można chyba jeśli chodzi o nauczycielkę matematyki, to się nie dziwie, że matma Cię nie porwała i Cię gnębi po nocach.
Zgadzam się w pełni, że w klasie o profilu humanistycznym łacina być powinna, choćby po to, żeby ktoś mógł rozumieć makaronizmy czy łacińskie wtrącenia w "Trylogii", "Krzyżakach" czy "Panu Tadeuszu". Na pewno nie z uwagi na to, o czym Ty napisałeś Kamilu:
Oczywiście, dla filologów klasycznych czy ludzi zajmujących się naukami pokrewnymi lub takimi, gdzie potrzebna jest znajomość łaciny, właśnie nauka łaciny w liceum, jak najintensywniej, da większe możliwości na studiach.
Wielu ludziom jest to po prostu niepotrzebne do życia. Powiecie - 'ale przedmiotów ścisłych też się trzeba było uczyć' - zgodzę się, powinny być zmienione programy nauczania tychże, aby uczyły one podstaw, nakreślały pewne sprawy (oczywiście nie w klasach o profilach ścisłych).
Wydaje mi się, że nie można porównywać łaciny do tamtych przedmiotów z uwagi na jej większy poziom szczegółowości - jednak w liceum ogólnokształcących powinno się uczyć szerokiego wachlażu wiedzy, ale łacina nie wydaje mi się do tego zakresu wliczać - bo jeśli tak to równie dobrze powinno się uczyć sanskrytu.
Powiecie 'ale łacina to podstawa kultury europejskiej...itp,itd' - znowuż, to tylko NARZĘDZIE, które przekazywało określone treści. Po to się uczy angielskiego czy niemieckiego w szkołach - żeby ludzie byli w stanie przekazać sobie treści - nauka kultury danego kraju to sprawa wtórna. Równie dobrze o Horacym można rozmawiać na podstawie przekładów, tak jak się rozmawia o Dostojewskim, nie trzeba się od razu rosyjskiego uczyć.
Podsumowując, sam studiuję filologię klasyczną, ale nie uważam za stosowne i nigdy nie będę do łaciny czy greki przekonywał nikogo na siłę.
O wiele bardziej wolałbym, żeby ludzie znali literaturę i historię własnego narodu, a z tym, mimo iż się tego naucza, nie jest najlepiej.
P.S. Tyle się też mówi, że kiedyś z nauką było lepiej, ale jakoś znam starszych ludzi, którzy odebrali wtedy dobre wykształcenie, uczyli się łaciny i są w stanie wyrecytować "Aurea prima..." - i co z tego, jak nie mają najmniejszego pojęcia, co mówią?
Zgadzam się w pełni, że w klasie o profilu humanistycznym łacina być powinna, choćby po to, żeby ktoś mógł rozumieć makaronizmy czy łacińskie wtrącenia w "Trylogii", "Krzyżakach" czy "Panu Tadeuszu". Na pewno nie z uwagi na to, o czym Ty napisałeś Kamilu:
Myślę, że znajomość łaciny nie ma nic wspólnego ze złotym wiekiem, przebudzaniem się umysłów (Niemcy stworzyli filologię klasyczną, a II wojnę światową rozpętali i znajomość utworów klasyków nie przeszkadzała im w unicestwianiu narodów czy traktowania niektórych jak zwierzęta), a już na pewno nie sądzę, że łacina to 'odwieczna strawa ludzkości europejskiej' - fakt, że na przykład interesująco brzmi, ale nie zapominajmy, że jest to język, a więc narzędzie komunikacji, a nie cel sam w sobie.Sądzę, że łacina wróci do szkół prędzej czy później. Będzie to nowy wiek złoty, gdy umysły się przebudzą, a serca znów zapragną tej odwiecznej strawy ludzkości europejskiej. Inżynier będzie rozmawiał z lekarzem o Horacym, filologia klasyczna nie będzie sie zaczynała od intensywnych kursów, gimnazjalista igrał będzie z "Wojną Galijską".
Oczywiście, dla filologów klasycznych czy ludzi zajmujących się naukami pokrewnymi lub takimi, gdzie potrzebna jest znajomość łaciny, właśnie nauka łaciny w liceum, jak najintensywniej, da większe możliwości na studiach.
Treści występujące u Horacego byłyby raczej obce tym ludziom. Jakoś uczą w szkole o Kochanowskim, a dyskusje o nim i jego twórczości w potocznych rozmowach są mniej niż rzadkie.Inżynier będzie rozmawiał z lekarzem o Horacym
Wielu ludziom jest to po prostu niepotrzebne do życia. Powiecie - 'ale przedmiotów ścisłych też się trzeba było uczyć' - zgodzę się, powinny być zmienione programy nauczania tychże, aby uczyły one podstaw, nakreślały pewne sprawy (oczywiście nie w klasach o profilach ścisłych).
Wydaje mi się, że nie można porównywać łaciny do tamtych przedmiotów z uwagi na jej większy poziom szczegółowości - jednak w liceum ogólnokształcących powinno się uczyć szerokiego wachlażu wiedzy, ale łacina nie wydaje mi się do tego zakresu wliczać - bo jeśli tak to równie dobrze powinno się uczyć sanskrytu.
Powiecie 'ale łacina to podstawa kultury europejskiej...itp,itd' - znowuż, to tylko NARZĘDZIE, które przekazywało określone treści. Po to się uczy angielskiego czy niemieckiego w szkołach - żeby ludzie byli w stanie przekazać sobie treści - nauka kultury danego kraju to sprawa wtórna. Równie dobrze o Horacym można rozmawiać na podstawie przekładów, tak jak się rozmawia o Dostojewskim, nie trzeba się od razu rosyjskiego uczyć.
Tak jak napisałem wyżej - nikt nikomu nie zamyka drzwi do świata kultury i myśli, jak ktoś chce, to się w to zagłębi. Od przekazywania zaś tych treści szerszej publiczności są właśnie filolodzy.no więc właśnie, dlaczego zamykać ludziom drzwi do tak bogatego świata kultury i myśli? wszyscy powinni mieć łacinę, tak jak i mają matematykę, czy chemię...
Podsumowując, sam studiuję filologię klasyczną, ale nie uważam za stosowne i nigdy nie będę do łaciny czy greki przekonywał nikogo na siłę.
O wiele bardziej wolałbym, żeby ludzie znali literaturę i historię własnego narodu, a z tym, mimo iż się tego naucza, nie jest najlepiej.
P.S. Tyle się też mówi, że kiedyś z nauką było lepiej, ale jakoś znam starszych ludzi, którzy odebrali wtedy dobre wykształcenie, uczyli się łaciny i są w stanie wyrecytować "Aurea prima..." - i co z tego, jak nie mają najmniejszego pojęcia, co mówią?
Czyli "zemsta"?? Wiesz, dzisiaj też inni muszą się męczyc z matmą, biolą, chemią itp. I do tego mają jeszcze angielski i zazwyczaj jeszcze jakiś język dodatkowy (niemiecki, francuski, hiszpański), więc powiedz im, że się mają uczyć łaciny, to Cię zjedzą Do tego może jeszcze Greka i hebrajski, lekcje najlepiej przedłużyć do wieczora, wymyślić ze 2 nowe przedmioty i będzie cool Martinusie, jak możesz w ogóle myśleć o zabraniu młodzieży jeszcze więcej czasu wolnego?!
- Flavius Aetius
- Propraetor
- Posty: 1115
- Rejestracja: pt 28 kwie 2006, 22:23
- Martinus Petrus Garrulus
- Proconsul
- Posty: 2556
- Rejestracja: ndz 19 lut 2006, 23:18
- Lokalizacja: Kraków
na moją matematyczkę nie mogę złego słowa powiedzieć! wzbudzała ona powszechną grozę, ale naprawdę nie mogę powiedzieć o niej nic złego, poza tym, że paliła papierosy w klasie na przerwach i robiła wielkie wietrzenie:D
Nulli parcit hiems, nullus quoque frigore gaudet,
donec Ver veniat nos foveant pueri!
donec Ver veniat nos foveant pueri!
-
- Senator
- Posty: 309
- Rejestracja: śr 18 kwie 2007, 15:34
- Lokalizacja: Vereinigte Staaten von Groß-Österreich
Gorn dotknął paru interesujących tematów.
Na początek wytłumacze, co rozumiem, kiedy pisze łacina. Nie zrobiłem tego pierwwotnie i był to oczywiście błąd, za który przepraszam. Otóz przez łacinę rozumiem nie tylko sam język, ale właśnie to, co on umożliwia: że ludzkość europejska (tj. jej warstwa wykształocna, właściwy twórca wszystkich epok kulturalnych) karmi się *czy może: karmiła) pewnego rodzaju literaturą, i to literaturą genialną, chłonąc jej zawartość inetelektualną i estetyczną. Zawężmy te ramy- moglibyśmy je rozciągnąć na V stulecie przed Chrystusem, ale liczmy na razie od renensansu karolińskiego w IX w.
Mamy więc pewną selekcję tzw. klasyków, których się czyta. Tak, nie zapobiegło to drugiej wojnie światowej, ale chrześcijaństwo, racjonalizm i romantyzm też nie zapobiegły. Ważne jest co innego. Zmiana diety po X stuleciach może się skończyć niestrawnością i to jest coś, co właśnie obserwujemy. Młoda generacja literatów polskich, jeśli ma jakikolwiek kontakt z kulturą antyczną, to szczupły i pośredni. Jak się to dobija na literaturze polskiej? Wystarczy poczytać poezję dzisiejszych 20-30 latków, żeby się przekonać. Zubaża ten brak, ach, zubaża.
Poezję oczywiście można różnie oceniać. Ale bez języków klasycznych, szczególnie łaciny, praca umysłowa na wydziale humanistycznym jest mocno utrudniona. Zająć się Kochanowskim- jego twórczość jak i epoka pełne łaciny. Zanalizować dramaty Wyspiańskiego- bez zapoznania sie z materiałem gimnazjum, do którego chodził, i który zużytkował? Niepodobna. Już nie mówię o historykach sztuki, którzy bez łaciny nie mają w zasadzie możliwości pracy. Teologia? Rzymskokatolicki teolog nie mający pojęcia o mowie rzymskiego Kościoła? Ależ tak, wystrczy przeegzmainować proboszcza. Przykłady można mnożyć.
Dlatego, jak myślę, postulat mój jest skromny na razie: 3 letnie liceum klasyczne. Z łaciną i greką, angielkim i drugim jezykiem nowożytnym, przedmiotami ścisłymi i przyrodniczymi, z wychowaniem fizycznym i językiem polskim. Pewnie, wiecej godzin w szkole. Coś za coś, przymusu nie przewiduję.
Zaś moja wizja złotego wieku, którą zaczerpnąłem beztrosko od proroka Izajasza, jest, mutatis mutandis, czymś, co się spełni. Wskazją na to ogólne prawa rozwojowe ludzkoście eurpoejskiej, działające od, licząc skąpo, 15 stuleci (Kasjodor, powiedzmy). Co do lekarza rozmawiającego z inżynierem o Horacym- pewien profesor powiedział, że inteligenta poznaje się po tym, że na codzień może nie mieć szczególnie intensywnego kontaktu z malarstwem- ale jak zobaczy obraz Rembrandta, to na niego popatrzy nieco dłużej.
P.S.
W temacie: łacina jako narzędzie powiem to, co zawsze mówię, a czego sam nie wymyśliłem: głeboki i realny kontakt z dziełem można mieć tylko na gruncie oryginału. Przekład jest to już nowa ksiązka, a nie oryginał w innym języku. Może mniej to widać w prozie, ale, polski wojak Szwejk nie jest czeskim żołnierzem Szwejkiem. Co oczywiście nie oznacza, że nie należy czytać przekładów i tłumaczyć, przeciwnie.
Na początek wytłumacze, co rozumiem, kiedy pisze łacina. Nie zrobiłem tego pierwwotnie i był to oczywiście błąd, za który przepraszam. Otóz przez łacinę rozumiem nie tylko sam język, ale właśnie to, co on umożliwia: że ludzkość europejska (tj. jej warstwa wykształocna, właściwy twórca wszystkich epok kulturalnych) karmi się *czy może: karmiła) pewnego rodzaju literaturą, i to literaturą genialną, chłonąc jej zawartość inetelektualną i estetyczną. Zawężmy te ramy- moglibyśmy je rozciągnąć na V stulecie przed Chrystusem, ale liczmy na razie od renensansu karolińskiego w IX w.
Mamy więc pewną selekcję tzw. klasyków, których się czyta. Tak, nie zapobiegło to drugiej wojnie światowej, ale chrześcijaństwo, racjonalizm i romantyzm też nie zapobiegły. Ważne jest co innego. Zmiana diety po X stuleciach może się skończyć niestrawnością i to jest coś, co właśnie obserwujemy. Młoda generacja literatów polskich, jeśli ma jakikolwiek kontakt z kulturą antyczną, to szczupły i pośredni. Jak się to dobija na literaturze polskiej? Wystarczy poczytać poezję dzisiejszych 20-30 latków, żeby się przekonać. Zubaża ten brak, ach, zubaża.
Poezję oczywiście można różnie oceniać. Ale bez języków klasycznych, szczególnie łaciny, praca umysłowa na wydziale humanistycznym jest mocno utrudniona. Zająć się Kochanowskim- jego twórczość jak i epoka pełne łaciny. Zanalizować dramaty Wyspiańskiego- bez zapoznania sie z materiałem gimnazjum, do którego chodził, i który zużytkował? Niepodobna. Już nie mówię o historykach sztuki, którzy bez łaciny nie mają w zasadzie możliwości pracy. Teologia? Rzymskokatolicki teolog nie mający pojęcia o mowie rzymskiego Kościoła? Ależ tak, wystrczy przeegzmainować proboszcza. Przykłady można mnożyć.
Dlatego, jak myślę, postulat mój jest skromny na razie: 3 letnie liceum klasyczne. Z łaciną i greką, angielkim i drugim jezykiem nowożytnym, przedmiotami ścisłymi i przyrodniczymi, z wychowaniem fizycznym i językiem polskim. Pewnie, wiecej godzin w szkole. Coś za coś, przymusu nie przewiduję.
Zaś moja wizja złotego wieku, którą zaczerpnąłem beztrosko od proroka Izajasza, jest, mutatis mutandis, czymś, co się spełni. Wskazją na to ogólne prawa rozwojowe ludzkoście eurpoejskiej, działające od, licząc skąpo, 15 stuleci (Kasjodor, powiedzmy). Co do lekarza rozmawiającego z inżynierem o Horacym- pewien profesor powiedział, że inteligenta poznaje się po tym, że na codzień może nie mieć szczególnie intensywnego kontaktu z malarstwem- ale jak zobaczy obraz Rembrandta, to na niego popatrzy nieco dłużej.
P.S.
W temacie: łacina jako narzędzie powiem to, co zawsze mówię, a czego sam nie wymyśliłem: głeboki i realny kontakt z dziełem można mieć tylko na gruncie oryginału. Przekład jest to już nowa ksiązka, a nie oryginał w innym języku. Może mniej to widać w prozie, ale, polski wojak Szwejk nie jest czeskim żołnierzem Szwejkiem. Co oczywiście nie oznacza, że nie należy czytać przekładów i tłumaczyć, przeciwnie.
Bons fut li siecles al tens ancienor,
Quer feit i ert e justise et amor,
Si ert credance, dont or n’i at nul prot ;
Toz est mudez, perdude at sa color :
Ja mais n’iert tels com fut als ancessors.
Quer feit i ert e justise et amor,
Si ert credance, dont or n’i at nul prot ;
Toz est mudez, perdude at sa color :
Ja mais n’iert tels com fut als ancessors.
Bez arszeniku, a za to pyszne pomarańczowe Nasza wykładowczyni nam je pokazywała na łacinieMartinus Petrus Garrulus pisze:nie mam pojęcia z czym, ale nazwa (dosłownie!) zabójcza:D
I am raised up and I will not reject the flute,
O ruler of my mind. Look, he stirs me up,
Euoi, the ivy now whirls me round in Bacchic contest. -Sophocles
O ruler of my mind. Look, he stirs me up,
Euoi, the ivy now whirls me round in Bacchic contest. -Sophocles