C. Iulius Aquilius pisze:Widzisz, wygląda na to, że wszyscy przedsiębiorcy, którzy Cię nie przyjęli, mieli zupełną rację. Jak ktoś najpierw studiował na kierunku humanistycznym, co na współczesnych uczelniach oznacza: był przez pięć lat indoktrynowany ku socjalizmowi, a następnie dwanaście lat spędził na państwowych posadach, to potem ma spaczone pojęcie o pracy i narzeka, że trzeba w niej coś robić. Sam bym nie chciał zatrudnić kogoś przyzwyczajonego do karty nauczyciela i czułej opieki ZNP.
Chciałam uściślić, że nie byłam nigdy z ZNP, nie byłam na karcie nauczyciela, bo nie byłam nauczycielką na etacie z kuratorium, tylko z rady szkoły. W rezultacie miałam płacone od ilości uczniów z kasy rodziców. W liceum miałam 4 godz. tygodniowo - więc można łatwo policzyć, że robiłam to z powołania, a nie dla kasy.
Po drugie nie byłam na Uni zatrudniona na stałe. Jest pewna luka w Kodeksie Pracy jeśli chodzi o umowę o pracę na czas określony. Wystarczy, że między jedną umową a drugą jest miesiąc przerwy i wtedy nie ma obowiązku umowy na czas nieokreslony. W taki sposób mam 10 miesięcy do tyłu w stażu pracy. Nie mogłam wziąć kredytu, komórki na abonament, ponieważ moja umowa obejmowała mniej niż rok. Nikogo nie obchodziło, że to jest któraś z kolei umowa. Płaca też była marna, bo okazało się, że w obecnej pracy miałam więcej na rękę niż na Uni. Więc nie wiem, czy uznasz to za warunki cieplarniane.
Fakt, w nowej pracy nie wytrzymywałam 8 godzin dziennie siedzenia na dupie (bo taka jest praca sekretarki). Kiedy uczyłam to niby miałam tylko 18 godz. tygodniowo + 4 godz. w liceum, ale pensja była marna więc musiałam dorabiać. W rezultacie miałam pracę 12 godz. dziennie 7 dni w tyg. Większość czasu spędzałam w komunikacji miejskiej, bo każde zajęcia były w innym miejscu, nie miałam własnego miejsca, tylko jeździłam po wydziałach. Wyobrażacie to sobie: 4 grupy dziennie i każda w innym miejscu miasta.
W nowej pracy brakuje mi ruchu, ciekawych ludzi, różnorodności, kontaktów - to dla mnie było najważniejsze. A tutaj - same kobiety, jęczące, niczym się nie interesują, dogryzają sobie, podkopują wiedzę - to jest dobijające.
A jeszcze jedno - nie mogę się wyprowadzić do innego miasta, bo mój mąż jest tak wyspecjalizowany, że nigdzie indziej pracy nie znajdzie - dodam, tak dobrze płatnej - i tutaj proszę bez złośliwości, bo nie ma się z czego nabijać.