Wiersze o łacinie i kulturze klasycznej
- Salustiusz
- Quaestor
- Posty: 206
- Rejestracja: sob 31 gru 2005, 19:03
-
- Senator
- Posty: 320
- Rejestracja: ndz 30 kwie 2006, 21:50
- Lokalizacja: civitas Posnaniensis
Wśród bogatej twórczośc Jacka Kaczmarskiego to i owo na tematy anyczne też się znajdzie:
Blues Odyssa
Jestem lump. Zgaś to światło. Jaki diabeł cię przysłał.
Muszę oczy otworzyć, a już spałem, jak dziecko.
Dokąd jadę - przed siebie. Nie widziałeś Odyssa?
Jeśli chcesz, to powtórzę ci to samo po grecku.
Pu pao brosta mu den ton ides ton Odyssea.
Dziwisz się, że tak mówię? W środku nocy mnie budzisz
Z walizami, z gitarą... Kto ty jesteś, Segovia?
Myślisz sobie - włóczęga. Jestem lump, mówią ludzie.
Co mnie ludzie obchodzą. Głowę mam jak na głowniach.
Czyżby myśli bolały? Ja już piję niedużo.
Jeszcze trochę zostało. Nie częstuję, nie starczy.
W końcu jestem w podróży. Te podróże mi służą.
Znają mnie boczne tory. Jak każdego - na tarczy.
Nie patrz w bok, patrz się na mnie. Widzę, że ci nieswojo.
Ale wszedłeś, to siedź tu. Nie wypada inaczej.
Nie bój się, ja nie biję. Dzieci mnie się nie boją.
Tylko matki się brzydzą. I nie dziwię się raczej...
Więc chcesz zostać Segovią? Życzę miłej katorgi.
Dziewięćdziesiąt lat z ręki nie wypuszczał gitary.
Piszesz wiersze? A po co? Czy nie starczy nam Norwid.
Kamizelka niewąska. Chwytasz życie za bary.
Wszystkie miejsca zajęte! To jest przedział służbowy.
Gdzie się tłuczesz po nocy z zasmarkanym bachorem!?
Tutaj ja z Telemachem mamy ważne rozmowy.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto się znajdzie nie w porę.
Ja się myję, a cuchnę. Trudno myć się kikutem.
Tramwaj. Wiele lat temu. Zimą myć się niezdrowo.
Po co ja ci to mówię? Słowa, dźwięki wyplute.
Złóż poemat, Norwidzie. Zagraj Requiem, Segovio.
Miałem dłoń, nie mam dłoni. Miałem duszę - już nie mam.
Czysta potrzeb redukcja. Co niezbędne - to w grobie.
Ale o mnie nie mówmy. Nieciekawy to temat.
Ty masz wszystko przed sobą. Opowiadaj o sobie.
***
Zdaje się, że przysnąłem. Gdzie jesteśmy? Znów tutaj.
Musi tu być sklep nocny. Pójdę, sprawdzę i wracam.
Dajże spokój, nie trzeba. Na co mi ta waluta?
O - niebieski Moniuszko... Dobra, oddam w Itace...
Stasu doso to eos stin Itaka
Kasandra
Nic się nie kończy prostym tak lub nie
I nie na darmo giną wojownicy
Dlatego mówię To początek końca
A lud pijany wspina się na mury
Bo pustką zieją szańce barbarzyńców
Strzeżcie się tryumfu jest pułapką losu
I nic nie znaczą wrogów naszych hołdy
Jeden jest ogień którym płoną stosy
Miecz o dwóch ostrzach trzyma tępy żołdak
Ja wam nie bronię radości
Bo losu nie zmienią wam wróżby
Ale pomyślcie o własnej słabości
Zamiast o tryumfie nad ludźmi
O straszne święto co poprzedza zgon
Szczęśliwe miasto pod rządami Priama
Rynki świątynie freski poematy
Zbezcześci zabłocony but Achaja
Ślepota dzieci twych otwiera bramy
Już mrówcza fala toczy się po polu
Gdzie niewzruszenie tkwi Czerwony Koń
Ach jakbym chciała być jak oni być jak oni
Ach jak mi ciąży to co czuję to co wiem
Bawcie się pijcie dzieci
Jak się bawić i pić potraficie
Są ludy co dojrzały do śmierci
Z rąk ludów niedojrzałych do życia...
Kołysanka dla Kleopatry
Na dotyk twój
Na kadzideł swąd
Rozsuwam swój
Snem osnuty splot
Owijam się dokoła królewskich rąk
Ze żmii masz bransoletę na chwałę twą
Patrz Kleopatro jak wolno podpełza śmierć twoja
Po gładkim ramieniu po szyi w której krew biegnie
Szybko jak armie bez ojczyzny i bez wodza a
Pot kochanka zdobywcy
Schnie pod różem
Na policzkach twych - nie odzyskasz go
Blask państwa piramid
Zgasiły fale
Resztki floty twej
Kołyszą się wolno
Nad sławą
Kobiety
Czekasz na jad
A ja zwlekam wciąż
I nie tknę cię
Aż poczujesz żal i strach
Wspominaj swego życia blask dzień po dniu
Twój wjazd do Rzymu i sławę za cenę krwi
Kłamstwa i zdradę najbliższych w ulewie klęsk
Już - z oka złota łza wypada żłobi drogę w różu twej twarzy
Już - z kłów mych czarny jad wypływa żłobi drogę w różu krwi twojej
Już - leżysz martwa na marmurach pełznę w ciszy korytarzy a
Chłód płyt kamiennych nic nie znaczy dla wyziębłych ciał naszych...
Lament tytana
Więc jest na szczycie! Wreszcie na szczycie!
W końcu doczekał się chwały!
Łeb nurza w niewyczerpanym błękicie,
Pod stopą głazów zawały.
Własnym pomnikiem stał się za życia
Już nieoddzielny od skały.
Więc skąd z ust jego nieludzkie wycie,
Któremu świat jest za mały?
W mglistych dolinach ludzkie siedliska
Jasny żar grzeje i krzepi.
To z jego żagwi błysły ogniska,
To on tych ludzi ulepił.
Tak ich niedola była mu bliska,
Że dla nich Bogów zaczepił
I teraz piorun nocą mu błyska,
A ci - na los jego - ślepi!
W ludzkich siedliskach kowadła dźwięczą
I ogień pod miechem huczy;
To on im przecież narzędzia wręczył,
On ich do kunsztu przyuczył.
Tak ich ukochał - swój twór niewdzięczny,
Tak ich wolnością obruszył,
Że kiedy wyciem jego wiatr jęczy -
Wciągają czapki na uszy.
Wspomną go jeszcze snując swe mity
(Tak, jakby dawno już nie żył) -
Że do kaukaskich szczytów przybity,
Lecz przecież kto w to uwierzy?
Że go zastąpi w męce banity
Jakiś półczłowiek, półzwierzę,
Któremu, w życiu pragnień wyzbytym,
Na niczym już nie zależy.
Tak sobie świat tłumaczą naprędce
Zlepieni z mułu i gliny,
Przy ogniu grzejąc bezczynne ręce,
Wolni - od długu i winy.
Meldunek
W kamieniołomach moi ludzie pracują szybko i dokładnie
Daje się zauważyć zapał i szczere zaangażowanie
Do pracy stają co dzień wszyscy nikt się nie leni i nie kradnie
Wszystkie okowy i narzędzia są zawsze w doskonałym stanie
Praca przebiega zgodnie z planem marmur jest tu najwyższej klasy
Śmiertelność niska stan fizyczny kontrolujemy przez badanie
Wydajność pracy stale wzrasta i niezależna jest od rasy
Chociaż na wszystkich frontach robót wciąż najwytrwalsi są Germanie
Wszyscy zdajemy sobie sprawę ile dla państwa trud nasz waży
Dzięki któremu staną gmachy co świat zadziwią swym ogromem
Place ulice proste drogi łuki tryumfalne dla cesarzy
Porty świątynie i posągi gospody i publiczne domy
W nich nasza cząstka trudów tłumu duma co przetrwa wieki całe
I stąd czerpiemy swoją siłę choć po nas nie zostanie znak
Lojalni i do końca wierni będziemy marmur kuli dalej
O czym melduje dziś jak co dzień starszy niewolnik
Trak Spartakus
Nokturn mitologiczny
Ona piękna, łagodna, jedwabna,
Nauzykaa, Eurydyka, Ariadna,
śpiąca forma, amfora przeznaczeń;
On kudłaty - z krwi, potu i błota,
czarny Faun, Jednorożec, Minotaur,
nad jej snem ciężkim łbem w mrok kołacze.
Skąd ta ufność niewinnie lubieżna,
co rozkosznie na niczym się nie zna,
więc się godzi na nieuniknione?
Jednorożec ją zaraz przebije
i uroni na piersi i szyję
krople winy - gęste i słone.
***
Może, chętna i niefrasobliwa,
Furie swoim bezruchem przyzywa
na powtórkę cudownych katuszy?
Może spać jej spokojnie pozwala
jakaś wiedza, co czystość ocala,
z niewzruszonej wysnuta praduszy:
czymże grozi jej - stwór, jak z Picassa,
bestia z kłaków, w konwulsjach, w grymasach -
co nieznane jeszcze jej ciału?
Jej - zwycięskiej - Atenie, Artemis,
Matce stworzeń wszelakich na ziemi,
Z której Furia, Minotaur i Faun!
Lekcja historii klasycznej
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Nad Europą twardy krok legionów grzmi
Nieunikniony wróży koniec republiki
Gniją wzgórza galijskie w pomieszanej krwi
A Juliusz Cezar pisze swoje pamiętniki
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Pozwól Cezarze gdy zdobędziemy cały świat
Gwałcić rabować sycić wszelkie pożądania
Proste prośby żołnierzy te same są od lat
A Juliusz Cezar milcząc zabaw nie zabrania
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Cywilizuje podbite narody nowy ład
Rosną krzyże przy drogach od Renu do Nilu
Skargą krzykiem i płaczem rozbrzmiewa cały świat
A Juliusz Cezar ćwiczy lapidarność stylu!
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Pompeja
Odkopywaliśmy miasto Pompeję
Jak się odkrywa spodziewane lądy
Gdy okiem ludzkim nie widziane dzieje
Jutro ujrzane potwierdzą poglądy
Z których dziś jeszcze głupców tłum się śmieje
W miarę kopania miejski cień narastał
Jakbyśmy wszyscy wracali do domu
Wjeżdżając wolno w świt wielkiego miasta
Cicho by snu nie przerywać nikomu
Tylko pies szczekał i łańcuchem szastał
- Czemu pies szczeka rwie się na łańcuchu? -
Szybkie dłonie masują mięśnie dostojnika
Który w łaźni na własnym kołysząc się brzuchu
Wydaje rozkazy pyta niewolnika
- Pies szczeka bo się boi wielkiego wybuchu!
- Bzdura! Na chwilę przerwij, bolą kości,
Co z poetą którego rozkazałem śledzić?
- Nic nowego - meldują podwładni z ciemności -
W swoim mieszkaniu przy kaganku siedzi
I pisze za wierszem wiersz dla potomności.
- Czemu pies szczeka targa się po nocy? -
Tej którą objął twarz znieruchomiała
- Bzdura może ulicznik trafił kundla z procy -
Mruczy chce wydobyć uległość z jej ciała,
Ale ona w oknie utkwiła już oczy.
- Ziemia drży czy nie czujesz? Objął ją od tyłu
I szepnął do ucha - to drżą członki moje!
Świat nie zginie dlatego że bydlę zawyło -
Odwraca jej głowę i długo całuje,
Na dach pada gorące pierwsze ziarno pyłu.
- Czemu pies szczeka słychać w całym mieście? -
Więzień szarpie kratę czuje duszny powiew
- Strażnicy otwórzcie! Ludzie gdzie jesteście!
- Ja jestem - żebrak spod muru odpowie,
Ślini się, nóg nie ma, drzemał przy areszcie.
- Ratuj mnie wypuść! - ten tylko się ślini
I ślina w ciemnościach już błyszczy czerwono.
- Mogę pomodlić się w jakiejś świątyni,
Tyle ich ostatnio tutaj postawiono,
Nic żaden z bogów dla nas nie uczyni!
- Czemu pies szczeka patrz jak płonie niebo,
Z pieca wyciągaj bochenki niezdaro,
Ziemia dygoce uciekać stąd trzeba,
Nie chcę być własnej głupoty ofiarą!
Weź wszystkie pieniądze i formę do chleba!
- Czemu pies szczeka?! Tak to już koniec,
Lecz jeszcze zabiorę te misy z ołtarza,
Nikt nie zobaczy gdy wszystko zniszczone!
Nie zdążę, nie zdążę! Noc w dzień się rozjarza,
Biegnę jak ciężko! Powietrze spalone...
Psa który ostrzegał nikt nie spuścił z łańcucha
Zastygł
Pysk otwarty
Łapy w próg wtopione
Podniosłem oczy i objąłem wzrokiem
Ulice stragany stadiony sklepienia
Wtem słyszę szmer
Pada z nieba popiół...
A to się tylko obsunęła ziemia
Pod czyimś szybkim nierozważnym krokiem.
Pompeja II
Kurtyzany:
Lupanar w którym sprzedajemy za bezcen swoje ciała
Klientów ściąga z wszystkich okolicznych wsi i miast
Żyjemy z cudzych żądz i wstydów
Których się żadna z nas nie bała
Choć przecież jest kobietą każda z nas
Pompeja! Pompeja! Dla wszystkich co płacą otwarte nasze drzwi!
Rozkoszy nowych wabi was nadzieja!
Tu skąd wydostać się nie może nikt.
Gladiatorzy:
Arena z której sprzedajemy za bezcen swe istnienia
W napięciu trzyma wszystkich którym nuda trawi czas
Żyjemy z cudzych snów i lęków
Własne nie liczą się marzenia
Choć przecież jest mężczyzną każdy z nas
Pompeja! Pompeja! Dla wszystkich co płacą otwarte skrzydła bram!
Rozkoszy nowych wabi was nadzieja!
Tu gdzie w oklaskach przyjdzie zginąć nam
Przyjaciele:
To życie w którym sprzedajemy swoje dusze
Jest dane nam jak celi mrok i ostrza blask
Żyjemy z kłamstw i cudzych łask co
Do nieludzkiego życia zmusza
Choć przecież jest człowiekiem każdy z nas
Pompeja! Pompeja! U boku gladiatora hetera szczęście śni!
Tak para naszych czasów ślub zawiera
Na jedną noc i na niepewne dni
Więc żyjmy póki co, dopóki ból i rozkosz żyją
Roślinom ciężkim w owoc życie dają gnój i kał
Nikt dusz nie szuka w lupanarze
Więc niech się tu tymczasem skryją
Dopóki ktoś nam nie odbierze ciał
Pompejo! Pompejo!
Ty perło Imperium w ścieku jego miast!
Przy życiu będziesz trzymać się nadzieją
Dopóki będzie żył ostatni z nas!
Powtórka z Odysei
W szafirowe perspektywy
(Morze, niebo, echo gromu)
Płynie Odys Przenikliwy,
Łzy źrenicą szuka domu.
Wysp szmaragdy, skał świątynie
Patrzą milcząc aż przepłynie.
Był z Odysa, jak się zdaje,
***, rabuś, zabijaka.
Branki brał, plądrował kraje
A czekała nań Itaka.
Z przebiegłości w interesach
Zyskał miano Ulissesa.
Wódz tysięcy, mąż wyniosły
Jakich mało znały dzieje
Kreśli w falach piórem wiosła
Swoich błędów Odyseję.
Ulubieniec bogów, strateg -
Jeden mu pozostał statek.
A tam (jeśli wierzyć pieśni)
Wierna żona, dom w winnicy;
Niecierpliwi i obleśni
Rządzą schedą zalotnicy.
Piją wino, rżną barany -
Jeden z nich ma być wybrany.
Jak naprawdę było - nie wiem,
Może zwodzą pieśni słowa -
Słodkim łupem - bezkrólewie,
Dumna i posażna wdowa.
Mógł - zbłądziwszy w gwiazd eony -
Rabuś zostać ograbiony
Z pokus syren się ocalił,
Nie dał się zamienić w świnię...
Pieśń człowieka doskonali,
Człowiek znika, pieśń nie ginie.
Tak śmiertelnik sięga szczytów
I w tym tkwi realizm mitu.
Krąży Telemacha statek
Po zatokach i cieśninach.
Czy młodzieniec znajdzie tatę?
Czy rozpozna ojciec syna?
Czy ruszając na swą Troję
Syn udźwignie ojca zbroję?
Los Odysa dróg nie skraca
Ciąży w rękach pióro wiosła -
Trzeba mieć do czego wracać,
Czego trzymać się by sprostać.
Trzeba jeszcze mieć w co wierzyć
By się z własną pieśnią zmierzyć.
Przechadzka z Orfeuszem
Ostrożnie stawiaj kroki
Na ścieżce do Hadesu
Nie ścigaj się z obłokiem
Umarli się nie spieszą
A ty masz złożyć jeszcze
Ofiarę swą muzyką
I wrócić masz tą ścieżką
Z żyjącą Eurydyką
A ty masz jedną frazą
Ogłuchłe piekło wzruszyć
Wzgardliwe piekło - azyl
Zgorzkniałych Orfeuszy
Ostrożnie stawiaj kroki
Po ludzkich stąpasz resztkach
Omijaj ton wysoki
Bo patos tu nie mieszka
Bo tu nie mieszka szczęście
Bo droga stąd - donikąd
A wrócić masz tą ścieżką
Z żyjącą Eurydyką.
A ty masz dźwięków pięknem
Przekonać martwe uszy
Przejętych głuchym wstrętem
Wystygłych Orfeuszy
Ostrożnie stawiaj kroki
Bo w sobie masz swój Hades
I w sobie cień głęboki
I bezład razem z ładem
Wiem dobrze jak ci ciężko
Nie dzielić bólu z nikim
I wracać martwą ścieżką
Bez żywej Eurydyki
Ona się stąd nie ruszy
I cisza ją pogrzebie
Graj dalej Orfeuszu
Żeby przekonać siebie
Starość Owidiusza
- Cóż, że pięknie, gdy obco - kiedyś tu będzie Rumunia
Obmywana przez fale morza, co stanie się Czarne.
Barbarzyńcy w kożuchach zmienią się w naród ambitny
Pod Kolumną Trajana zajmując się drobnym handlem.
Umrę, patrząc z tęsknotą na niedostrzegalne szczyty
Siedmiu wzgórz, które człowiek zamienił w Wieczne Miasto,
Skąd przez kraje podbite, z rąk do rąk - niepiśmiennych
Iść będzie i nie dojdzie pismo Augusta z łaską.
Nie ma tu z kim rozmawiać, zwój wierszy wart każdej ceny.
Ciała kobiet ciekawych brane pośpiesznie, bez kunsztu
I bez szeptów bezwiednych - chłoną nie dając nic w zamian
Białe nasienie Imperium w owcą pachnącym łóżku.
Z dala od dworu i tłumu - cóż to za cena wygnania?
Mówiłem wszak sam - nad poezją władza nie może mieć władzy.
Cyrku w pustelnię zamiana spokój jednak odbiera,
Bo pyszniej drażnić Cesarza, niż kupcom za opał kadzić.
Rzymu mego kolumny! Wróg z murów was powydziera
I tylko we mnie zostanie czysty wasz grecki rodowód!
Na nim jednym się wspieram tu, gdzie nie wiedzą - co Grecja,
Z szacunkiem śmiejąc się z czci, jaką oddaję słowu.
Sen, jedzenie, gra w kości do bólu w schylonych plecach,
Wiersz od ręki pisany dla tych, którym starczy - co mają.
Piękna tu nikt nie obieca, za piękno płaci się złotem.
Pojąłem, tworząc tu, jak z Ariadny powstaje pająk:
Na pajęczynie wyrazów - barwy, zapachy i dotyk,
Łąki, pałace i ludzie - drżący Rzym mojej duszy -
Geometria pamięci przodków wyzbyta brzydoty,
Zwierciadło żywej harmonii diamentowych okruszyn.
Stoją nade mną tubylcy pachnący czosnkiem i czuję
Jak zmieniam się w list do Stolicy, który nikogo nie wzrusza.
Kiedyś tu będzie Rumunia, Morze - już Czarne - faluje
I glebą pieśni się staje ciało i świat Owidiusza.
Starość Tezeusza
W młodości byłem Tezeuszem,
A dzisiaj jestem Minotaurem.
Po mrocznym labiryncie kluczę
Nie mogąc liczyć na Ariadnę.
Głowa mi coraz bardziej ciąży,
Gdy żądam światła niby boga;
A ostrzegali ludzie mądrzy,
Że wszelka żądza to choroba.
Kiedyś walczyłem z potworami -
Dziś przeistaczam się w potwora.
Na ścianach cień mój, niby pamięć
Tego, kim byłem ledwie wczoraj.
Z pochodnią u łba ścigam siebie
Geometriami korytarzy,
A świat się boi mnie, bo nie wie,
Że winien przejrzeć się w mej twarzy.
W młodości byłem bohaterem,
Dziś jestem więźniem ciemnej sławy;
Miejsca w pułapce tej niewiele
Na więcej coś, niż życia nawyk.
Robię co mogę mimo kaźni,
Małe starczają mi radości:
Mgliste obrazy wyobraźni,
I gorzka sytość dorosłości.
Nocą mnie prześladują zjawy
Ludzi złożonych mi w ofierze;
To ów obrządek krwawy sprawił
Żem pół mężczyzna i pół zwierzę.
Więc odkupienia dla mnie nie ma
W niezawinionej poniewierce;
Skrobiąc na murze ten poemat
Pokornie czekam na mordercę...
Tezeusz
(wg Mitów Greckich)
Morze przebyłem z Minusem piłem i rozkochałem Ariadnę
Kiedy u wrót labiryntu stanąłem swoją wręczyła mi nić
Teraz już wiem że i z tymi przede mną tak samo było dokładnie
Kiedyś myślałem że los swój wygrałem że jest po co iść po co żyć
Z pochodnią w dłoni mieczem u boku w ciemną wsunąłem się czeluść
Zgniłe powietrze oślizgłe ściany krople lodowe na twarz
Cel taki prosty cios jeden mocny więc szybkim krokiem do celu
Życie przypięte do nitki w twym ręku kogoś na zewnątrz tam masz
Prócz kroków nie słyszę nic
Byle znaleźć potwora już po nim
Wtem staję i dławię krzyk
Nitka zwiotczała mi w dłoni
Gdybym tam wtedy spotkał potwora zabiłbym zabiłbym od razu
I może jeszcze trafił z powrotem gdzie zapach kobiet i mórz
Duszno wilgotno cicho i straszno natłok męczących obrazów
Więc póki siły dalej błądziłem z życiem żegnając się już
Widziałem ciała zmasakrowane potwór był widać żarłoczny
Rosła we mnie chęć by go zabić i trupem o ściany bić
Więc szedłem dalej zapamiętale nienawiść ćmiła mi oczy
Gdy na zakręcie wzdłuż korytarza napiętą ujrzałem nić
Czy wrócić po niej do bram
Zostawić tutaj rywala
Przed Ariadną tchórz stanąć mam
Nitkę napiętą przepalam
Biegnę w ciemnościach obijam ściany kanty nabiegłe wilgocią
Widzę jak się pojawia i znika i znów przebłyska
Gonię potwora miecza dobywam i z całych sił walę wzdłuż pyska
Broczy krwią charczy pada na ziemię i światło ucieka mu z oczu
Ile potworów błądząc zabiłem ilem przepalił już nici
Trupy wśród korytarzy życie śmierć pozbawione wykwintu
Nie chcę już słońca mórz i Ariadny przywykłem w ciemnościach do życia
Tu gdzie prawdziwy Minotaur wciąż drzemie wśród ścian Labiryntu
Gdzie każdy zazdrośnie swego potwora goni wśród ścian Labiryntu
Upadek imperium
Upadek imperium - strona w podręczniku,
A w każdej czcionce stu dusz hekatomba,
Podczas gdy autorów zwycięstwa - bez liku
I sama siebie tworzy nowa Fronda.
Zwycięzcy - wśród ruin, jak to zwykle bywa,
Zaczną od tego, kto resztki posprząta,
Kto krew zasypie piaskiem i cesarski rydwan,
Choć w dobrym stanie - odstawi do kąta.
Jest w tym smutek tryumfu, jest w tym i pułapka:
Nagły brak wroga i tłumy nieczułe
Na piękno łaciny, na historii świadków -
Bo zapatrzone w stragan i infułę.
Upadek imperium - obfite rynsztoki,
Martwe fontanny, suche akwedukty
I wielkie pragnienie, jak ciężkie obłoki
Grożące burzą bez względu na skutki.
Blues Odyssa
Jestem lump. Zgaś to światło. Jaki diabeł cię przysłał.
Muszę oczy otworzyć, a już spałem, jak dziecko.
Dokąd jadę - przed siebie. Nie widziałeś Odyssa?
Jeśli chcesz, to powtórzę ci to samo po grecku.
Pu pao brosta mu den ton ides ton Odyssea.
Dziwisz się, że tak mówię? W środku nocy mnie budzisz
Z walizami, z gitarą... Kto ty jesteś, Segovia?
Myślisz sobie - włóczęga. Jestem lump, mówią ludzie.
Co mnie ludzie obchodzą. Głowę mam jak na głowniach.
Czyżby myśli bolały? Ja już piję niedużo.
Jeszcze trochę zostało. Nie częstuję, nie starczy.
W końcu jestem w podróży. Te podróże mi służą.
Znają mnie boczne tory. Jak każdego - na tarczy.
Nie patrz w bok, patrz się na mnie. Widzę, że ci nieswojo.
Ale wszedłeś, to siedź tu. Nie wypada inaczej.
Nie bój się, ja nie biję. Dzieci mnie się nie boją.
Tylko matki się brzydzą. I nie dziwię się raczej...
Więc chcesz zostać Segovią? Życzę miłej katorgi.
Dziewięćdziesiąt lat z ręki nie wypuszczał gitary.
Piszesz wiersze? A po co? Czy nie starczy nam Norwid.
Kamizelka niewąska. Chwytasz życie za bary.
Wszystkie miejsca zajęte! To jest przedział służbowy.
Gdzie się tłuczesz po nocy z zasmarkanym bachorem!?
Tutaj ja z Telemachem mamy ważne rozmowy.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto się znajdzie nie w porę.
Ja się myję, a cuchnę. Trudno myć się kikutem.
Tramwaj. Wiele lat temu. Zimą myć się niezdrowo.
Po co ja ci to mówię? Słowa, dźwięki wyplute.
Złóż poemat, Norwidzie. Zagraj Requiem, Segovio.
Miałem dłoń, nie mam dłoni. Miałem duszę - już nie mam.
Czysta potrzeb redukcja. Co niezbędne - to w grobie.
Ale o mnie nie mówmy. Nieciekawy to temat.
Ty masz wszystko przed sobą. Opowiadaj o sobie.
***
Zdaje się, że przysnąłem. Gdzie jesteśmy? Znów tutaj.
Musi tu być sklep nocny. Pójdę, sprawdzę i wracam.
Dajże spokój, nie trzeba. Na co mi ta waluta?
O - niebieski Moniuszko... Dobra, oddam w Itace...
Stasu doso to eos stin Itaka
Kasandra
Nic się nie kończy prostym tak lub nie
I nie na darmo giną wojownicy
Dlatego mówię To początek końca
A lud pijany wspina się na mury
Bo pustką zieją szańce barbarzyńców
Strzeżcie się tryumfu jest pułapką losu
I nic nie znaczą wrogów naszych hołdy
Jeden jest ogień którym płoną stosy
Miecz o dwóch ostrzach trzyma tępy żołdak
Ja wam nie bronię radości
Bo losu nie zmienią wam wróżby
Ale pomyślcie o własnej słabości
Zamiast o tryumfie nad ludźmi
O straszne święto co poprzedza zgon
Szczęśliwe miasto pod rządami Priama
Rynki świątynie freski poematy
Zbezcześci zabłocony but Achaja
Ślepota dzieci twych otwiera bramy
Już mrówcza fala toczy się po polu
Gdzie niewzruszenie tkwi Czerwony Koń
Ach jakbym chciała być jak oni być jak oni
Ach jak mi ciąży to co czuję to co wiem
Bawcie się pijcie dzieci
Jak się bawić i pić potraficie
Są ludy co dojrzały do śmierci
Z rąk ludów niedojrzałych do życia...
Kołysanka dla Kleopatry
Na dotyk twój
Na kadzideł swąd
Rozsuwam swój
Snem osnuty splot
Owijam się dokoła królewskich rąk
Ze żmii masz bransoletę na chwałę twą
Patrz Kleopatro jak wolno podpełza śmierć twoja
Po gładkim ramieniu po szyi w której krew biegnie
Szybko jak armie bez ojczyzny i bez wodza a
Pot kochanka zdobywcy
Schnie pod różem
Na policzkach twych - nie odzyskasz go
Blask państwa piramid
Zgasiły fale
Resztki floty twej
Kołyszą się wolno
Nad sławą
Kobiety
Czekasz na jad
A ja zwlekam wciąż
I nie tknę cię
Aż poczujesz żal i strach
Wspominaj swego życia blask dzień po dniu
Twój wjazd do Rzymu i sławę za cenę krwi
Kłamstwa i zdradę najbliższych w ulewie klęsk
Już - z oka złota łza wypada żłobi drogę w różu twej twarzy
Już - z kłów mych czarny jad wypływa żłobi drogę w różu krwi twojej
Już - leżysz martwa na marmurach pełznę w ciszy korytarzy a
Chłód płyt kamiennych nic nie znaczy dla wyziębłych ciał naszych...
Lament tytana
Więc jest na szczycie! Wreszcie na szczycie!
W końcu doczekał się chwały!
Łeb nurza w niewyczerpanym błękicie,
Pod stopą głazów zawały.
Własnym pomnikiem stał się za życia
Już nieoddzielny od skały.
Więc skąd z ust jego nieludzkie wycie,
Któremu świat jest za mały?
W mglistych dolinach ludzkie siedliska
Jasny żar grzeje i krzepi.
To z jego żagwi błysły ogniska,
To on tych ludzi ulepił.
Tak ich niedola była mu bliska,
Że dla nich Bogów zaczepił
I teraz piorun nocą mu błyska,
A ci - na los jego - ślepi!
W ludzkich siedliskach kowadła dźwięczą
I ogień pod miechem huczy;
To on im przecież narzędzia wręczył,
On ich do kunsztu przyuczył.
Tak ich ukochał - swój twór niewdzięczny,
Tak ich wolnością obruszył,
Że kiedy wyciem jego wiatr jęczy -
Wciągają czapki na uszy.
Wspomną go jeszcze snując swe mity
(Tak, jakby dawno już nie żył) -
Że do kaukaskich szczytów przybity,
Lecz przecież kto w to uwierzy?
Że go zastąpi w męce banity
Jakiś półczłowiek, półzwierzę,
Któremu, w życiu pragnień wyzbytym,
Na niczym już nie zależy.
Tak sobie świat tłumaczą naprędce
Zlepieni z mułu i gliny,
Przy ogniu grzejąc bezczynne ręce,
Wolni - od długu i winy.
Meldunek
W kamieniołomach moi ludzie pracują szybko i dokładnie
Daje się zauważyć zapał i szczere zaangażowanie
Do pracy stają co dzień wszyscy nikt się nie leni i nie kradnie
Wszystkie okowy i narzędzia są zawsze w doskonałym stanie
Praca przebiega zgodnie z planem marmur jest tu najwyższej klasy
Śmiertelność niska stan fizyczny kontrolujemy przez badanie
Wydajność pracy stale wzrasta i niezależna jest od rasy
Chociaż na wszystkich frontach robót wciąż najwytrwalsi są Germanie
Wszyscy zdajemy sobie sprawę ile dla państwa trud nasz waży
Dzięki któremu staną gmachy co świat zadziwią swym ogromem
Place ulice proste drogi łuki tryumfalne dla cesarzy
Porty świątynie i posągi gospody i publiczne domy
W nich nasza cząstka trudów tłumu duma co przetrwa wieki całe
I stąd czerpiemy swoją siłę choć po nas nie zostanie znak
Lojalni i do końca wierni będziemy marmur kuli dalej
O czym melduje dziś jak co dzień starszy niewolnik
Trak Spartakus
Nokturn mitologiczny
Ona piękna, łagodna, jedwabna,
Nauzykaa, Eurydyka, Ariadna,
śpiąca forma, amfora przeznaczeń;
On kudłaty - z krwi, potu i błota,
czarny Faun, Jednorożec, Minotaur,
nad jej snem ciężkim łbem w mrok kołacze.
Skąd ta ufność niewinnie lubieżna,
co rozkosznie na niczym się nie zna,
więc się godzi na nieuniknione?
Jednorożec ją zaraz przebije
i uroni na piersi i szyję
krople winy - gęste i słone.
***
Może, chętna i niefrasobliwa,
Furie swoim bezruchem przyzywa
na powtórkę cudownych katuszy?
Może spać jej spokojnie pozwala
jakaś wiedza, co czystość ocala,
z niewzruszonej wysnuta praduszy:
czymże grozi jej - stwór, jak z Picassa,
bestia z kłaków, w konwulsjach, w grymasach -
co nieznane jeszcze jej ciału?
Jej - zwycięskiej - Atenie, Artemis,
Matce stworzeń wszelakich na ziemi,
Z której Furia, Minotaur i Faun!
Lekcja historii klasycznej
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Nad Europą twardy krok legionów grzmi
Nieunikniony wróży koniec republiki
Gniją wzgórza galijskie w pomieszanej krwi
A Juliusz Cezar pisze swoje pamiętniki
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Pozwól Cezarze gdy zdobędziemy cały świat
Gwałcić rabować sycić wszelkie pożądania
Proste prośby żołnierzy te same są od lat
A Juliusz Cezar milcząc zabaw nie zabrania
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Cywilizuje podbite narody nowy ład
Rosną krzyże przy drogach od Renu do Nilu
Skargą krzykiem i płaczem rozbrzmiewa cały świat
A Juliusz Cezar ćwiczy lapidarność stylu!
"Galia est omnis divisa in partes tres
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani
Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur
Ave Caesar morituri te salutant!"
Pompeja
Odkopywaliśmy miasto Pompeję
Jak się odkrywa spodziewane lądy
Gdy okiem ludzkim nie widziane dzieje
Jutro ujrzane potwierdzą poglądy
Z których dziś jeszcze głupców tłum się śmieje
W miarę kopania miejski cień narastał
Jakbyśmy wszyscy wracali do domu
Wjeżdżając wolno w świt wielkiego miasta
Cicho by snu nie przerywać nikomu
Tylko pies szczekał i łańcuchem szastał
- Czemu pies szczeka rwie się na łańcuchu? -
Szybkie dłonie masują mięśnie dostojnika
Który w łaźni na własnym kołysząc się brzuchu
Wydaje rozkazy pyta niewolnika
- Pies szczeka bo się boi wielkiego wybuchu!
- Bzdura! Na chwilę przerwij, bolą kości,
Co z poetą którego rozkazałem śledzić?
- Nic nowego - meldują podwładni z ciemności -
W swoim mieszkaniu przy kaganku siedzi
I pisze za wierszem wiersz dla potomności.
- Czemu pies szczeka targa się po nocy? -
Tej którą objął twarz znieruchomiała
- Bzdura może ulicznik trafił kundla z procy -
Mruczy chce wydobyć uległość z jej ciała,
Ale ona w oknie utkwiła już oczy.
- Ziemia drży czy nie czujesz? Objął ją od tyłu
I szepnął do ucha - to drżą członki moje!
Świat nie zginie dlatego że bydlę zawyło -
Odwraca jej głowę i długo całuje,
Na dach pada gorące pierwsze ziarno pyłu.
- Czemu pies szczeka słychać w całym mieście? -
Więzień szarpie kratę czuje duszny powiew
- Strażnicy otwórzcie! Ludzie gdzie jesteście!
- Ja jestem - żebrak spod muru odpowie,
Ślini się, nóg nie ma, drzemał przy areszcie.
- Ratuj mnie wypuść! - ten tylko się ślini
I ślina w ciemnościach już błyszczy czerwono.
- Mogę pomodlić się w jakiejś świątyni,
Tyle ich ostatnio tutaj postawiono,
Nic żaden z bogów dla nas nie uczyni!
- Czemu pies szczeka patrz jak płonie niebo,
Z pieca wyciągaj bochenki niezdaro,
Ziemia dygoce uciekać stąd trzeba,
Nie chcę być własnej głupoty ofiarą!
Weź wszystkie pieniądze i formę do chleba!
- Czemu pies szczeka?! Tak to już koniec,
Lecz jeszcze zabiorę te misy z ołtarza,
Nikt nie zobaczy gdy wszystko zniszczone!
Nie zdążę, nie zdążę! Noc w dzień się rozjarza,
Biegnę jak ciężko! Powietrze spalone...
Psa który ostrzegał nikt nie spuścił z łańcucha
Zastygł
Pysk otwarty
Łapy w próg wtopione
Podniosłem oczy i objąłem wzrokiem
Ulice stragany stadiony sklepienia
Wtem słyszę szmer
Pada z nieba popiół...
A to się tylko obsunęła ziemia
Pod czyimś szybkim nierozważnym krokiem.
Pompeja II
Kurtyzany:
Lupanar w którym sprzedajemy za bezcen swoje ciała
Klientów ściąga z wszystkich okolicznych wsi i miast
Żyjemy z cudzych żądz i wstydów
Których się żadna z nas nie bała
Choć przecież jest kobietą każda z nas
Pompeja! Pompeja! Dla wszystkich co płacą otwarte nasze drzwi!
Rozkoszy nowych wabi was nadzieja!
Tu skąd wydostać się nie może nikt.
Gladiatorzy:
Arena z której sprzedajemy za bezcen swe istnienia
W napięciu trzyma wszystkich którym nuda trawi czas
Żyjemy z cudzych snów i lęków
Własne nie liczą się marzenia
Choć przecież jest mężczyzną każdy z nas
Pompeja! Pompeja! Dla wszystkich co płacą otwarte skrzydła bram!
Rozkoszy nowych wabi was nadzieja!
Tu gdzie w oklaskach przyjdzie zginąć nam
Przyjaciele:
To życie w którym sprzedajemy swoje dusze
Jest dane nam jak celi mrok i ostrza blask
Żyjemy z kłamstw i cudzych łask co
Do nieludzkiego życia zmusza
Choć przecież jest człowiekiem każdy z nas
Pompeja! Pompeja! U boku gladiatora hetera szczęście śni!
Tak para naszych czasów ślub zawiera
Na jedną noc i na niepewne dni
Więc żyjmy póki co, dopóki ból i rozkosz żyją
Roślinom ciężkim w owoc życie dają gnój i kał
Nikt dusz nie szuka w lupanarze
Więc niech się tu tymczasem skryją
Dopóki ktoś nam nie odbierze ciał
Pompejo! Pompejo!
Ty perło Imperium w ścieku jego miast!
Przy życiu będziesz trzymać się nadzieją
Dopóki będzie żył ostatni z nas!
Powtórka z Odysei
W szafirowe perspektywy
(Morze, niebo, echo gromu)
Płynie Odys Przenikliwy,
Łzy źrenicą szuka domu.
Wysp szmaragdy, skał świątynie
Patrzą milcząc aż przepłynie.
Był z Odysa, jak się zdaje,
***, rabuś, zabijaka.
Branki brał, plądrował kraje
A czekała nań Itaka.
Z przebiegłości w interesach
Zyskał miano Ulissesa.
Wódz tysięcy, mąż wyniosły
Jakich mało znały dzieje
Kreśli w falach piórem wiosła
Swoich błędów Odyseję.
Ulubieniec bogów, strateg -
Jeden mu pozostał statek.
A tam (jeśli wierzyć pieśni)
Wierna żona, dom w winnicy;
Niecierpliwi i obleśni
Rządzą schedą zalotnicy.
Piją wino, rżną barany -
Jeden z nich ma być wybrany.
Jak naprawdę było - nie wiem,
Może zwodzą pieśni słowa -
Słodkim łupem - bezkrólewie,
Dumna i posażna wdowa.
Mógł - zbłądziwszy w gwiazd eony -
Rabuś zostać ograbiony
Z pokus syren się ocalił,
Nie dał się zamienić w świnię...
Pieśń człowieka doskonali,
Człowiek znika, pieśń nie ginie.
Tak śmiertelnik sięga szczytów
I w tym tkwi realizm mitu.
Krąży Telemacha statek
Po zatokach i cieśninach.
Czy młodzieniec znajdzie tatę?
Czy rozpozna ojciec syna?
Czy ruszając na swą Troję
Syn udźwignie ojca zbroję?
Los Odysa dróg nie skraca
Ciąży w rękach pióro wiosła -
Trzeba mieć do czego wracać,
Czego trzymać się by sprostać.
Trzeba jeszcze mieć w co wierzyć
By się z własną pieśnią zmierzyć.
Przechadzka z Orfeuszem
Ostrożnie stawiaj kroki
Na ścieżce do Hadesu
Nie ścigaj się z obłokiem
Umarli się nie spieszą
A ty masz złożyć jeszcze
Ofiarę swą muzyką
I wrócić masz tą ścieżką
Z żyjącą Eurydyką
A ty masz jedną frazą
Ogłuchłe piekło wzruszyć
Wzgardliwe piekło - azyl
Zgorzkniałych Orfeuszy
Ostrożnie stawiaj kroki
Po ludzkich stąpasz resztkach
Omijaj ton wysoki
Bo patos tu nie mieszka
Bo tu nie mieszka szczęście
Bo droga stąd - donikąd
A wrócić masz tą ścieżką
Z żyjącą Eurydyką.
A ty masz dźwięków pięknem
Przekonać martwe uszy
Przejętych głuchym wstrętem
Wystygłych Orfeuszy
Ostrożnie stawiaj kroki
Bo w sobie masz swój Hades
I w sobie cień głęboki
I bezład razem z ładem
Wiem dobrze jak ci ciężko
Nie dzielić bólu z nikim
I wracać martwą ścieżką
Bez żywej Eurydyki
Ona się stąd nie ruszy
I cisza ją pogrzebie
Graj dalej Orfeuszu
Żeby przekonać siebie
Starość Owidiusza
- Cóż, że pięknie, gdy obco - kiedyś tu będzie Rumunia
Obmywana przez fale morza, co stanie się Czarne.
Barbarzyńcy w kożuchach zmienią się w naród ambitny
Pod Kolumną Trajana zajmując się drobnym handlem.
Umrę, patrząc z tęsknotą na niedostrzegalne szczyty
Siedmiu wzgórz, które człowiek zamienił w Wieczne Miasto,
Skąd przez kraje podbite, z rąk do rąk - niepiśmiennych
Iść będzie i nie dojdzie pismo Augusta z łaską.
Nie ma tu z kim rozmawiać, zwój wierszy wart każdej ceny.
Ciała kobiet ciekawych brane pośpiesznie, bez kunsztu
I bez szeptów bezwiednych - chłoną nie dając nic w zamian
Białe nasienie Imperium w owcą pachnącym łóżku.
Z dala od dworu i tłumu - cóż to za cena wygnania?
Mówiłem wszak sam - nad poezją władza nie może mieć władzy.
Cyrku w pustelnię zamiana spokój jednak odbiera,
Bo pyszniej drażnić Cesarza, niż kupcom za opał kadzić.
Rzymu mego kolumny! Wróg z murów was powydziera
I tylko we mnie zostanie czysty wasz grecki rodowód!
Na nim jednym się wspieram tu, gdzie nie wiedzą - co Grecja,
Z szacunkiem śmiejąc się z czci, jaką oddaję słowu.
Sen, jedzenie, gra w kości do bólu w schylonych plecach,
Wiersz od ręki pisany dla tych, którym starczy - co mają.
Piękna tu nikt nie obieca, za piękno płaci się złotem.
Pojąłem, tworząc tu, jak z Ariadny powstaje pająk:
Na pajęczynie wyrazów - barwy, zapachy i dotyk,
Łąki, pałace i ludzie - drżący Rzym mojej duszy -
Geometria pamięci przodków wyzbyta brzydoty,
Zwierciadło żywej harmonii diamentowych okruszyn.
Stoją nade mną tubylcy pachnący czosnkiem i czuję
Jak zmieniam się w list do Stolicy, który nikogo nie wzrusza.
Kiedyś tu będzie Rumunia, Morze - już Czarne - faluje
I glebą pieśni się staje ciało i świat Owidiusza.
Starość Tezeusza
W młodości byłem Tezeuszem,
A dzisiaj jestem Minotaurem.
Po mrocznym labiryncie kluczę
Nie mogąc liczyć na Ariadnę.
Głowa mi coraz bardziej ciąży,
Gdy żądam światła niby boga;
A ostrzegali ludzie mądrzy,
Że wszelka żądza to choroba.
Kiedyś walczyłem z potworami -
Dziś przeistaczam się w potwora.
Na ścianach cień mój, niby pamięć
Tego, kim byłem ledwie wczoraj.
Z pochodnią u łba ścigam siebie
Geometriami korytarzy,
A świat się boi mnie, bo nie wie,
Że winien przejrzeć się w mej twarzy.
W młodości byłem bohaterem,
Dziś jestem więźniem ciemnej sławy;
Miejsca w pułapce tej niewiele
Na więcej coś, niż życia nawyk.
Robię co mogę mimo kaźni,
Małe starczają mi radości:
Mgliste obrazy wyobraźni,
I gorzka sytość dorosłości.
Nocą mnie prześladują zjawy
Ludzi złożonych mi w ofierze;
To ów obrządek krwawy sprawił
Żem pół mężczyzna i pół zwierzę.
Więc odkupienia dla mnie nie ma
W niezawinionej poniewierce;
Skrobiąc na murze ten poemat
Pokornie czekam na mordercę...
Tezeusz
(wg Mitów Greckich)
Morze przebyłem z Minusem piłem i rozkochałem Ariadnę
Kiedy u wrót labiryntu stanąłem swoją wręczyła mi nić
Teraz już wiem że i z tymi przede mną tak samo było dokładnie
Kiedyś myślałem że los swój wygrałem że jest po co iść po co żyć
Z pochodnią w dłoni mieczem u boku w ciemną wsunąłem się czeluść
Zgniłe powietrze oślizgłe ściany krople lodowe na twarz
Cel taki prosty cios jeden mocny więc szybkim krokiem do celu
Życie przypięte do nitki w twym ręku kogoś na zewnątrz tam masz
Prócz kroków nie słyszę nic
Byle znaleźć potwora już po nim
Wtem staję i dławię krzyk
Nitka zwiotczała mi w dłoni
Gdybym tam wtedy spotkał potwora zabiłbym zabiłbym od razu
I może jeszcze trafił z powrotem gdzie zapach kobiet i mórz
Duszno wilgotno cicho i straszno natłok męczących obrazów
Więc póki siły dalej błądziłem z życiem żegnając się już
Widziałem ciała zmasakrowane potwór był widać żarłoczny
Rosła we mnie chęć by go zabić i trupem o ściany bić
Więc szedłem dalej zapamiętale nienawiść ćmiła mi oczy
Gdy na zakręcie wzdłuż korytarza napiętą ujrzałem nić
Czy wrócić po niej do bram
Zostawić tutaj rywala
Przed Ariadną tchórz stanąć mam
Nitkę napiętą przepalam
Biegnę w ciemnościach obijam ściany kanty nabiegłe wilgocią
Widzę jak się pojawia i znika i znów przebłyska
Gonię potwora miecza dobywam i z całych sił walę wzdłuż pyska
Broczy krwią charczy pada na ziemię i światło ucieka mu z oczu
Ile potworów błądząc zabiłem ilem przepalił już nici
Trupy wśród korytarzy życie śmierć pozbawione wykwintu
Nie chcę już słońca mórz i Ariadny przywykłem w ciemnościach do życia
Tu gdzie prawdziwy Minotaur wciąż drzemie wśród ścian Labiryntu
Gdzie każdy zazdrośnie swego potwora goni wśród ścian Labiryntu
Upadek imperium
Upadek imperium - strona w podręczniku,
A w każdej czcionce stu dusz hekatomba,
Podczas gdy autorów zwycięstwa - bez liku
I sama siebie tworzy nowa Fronda.
Zwycięzcy - wśród ruin, jak to zwykle bywa,
Zaczną od tego, kto resztki posprząta,
Kto krew zasypie piaskiem i cesarski rydwan,
Choć w dobrym stanie - odstawi do kąta.
Jest w tym smutek tryumfu, jest w tym i pułapka:
Nagły brak wroga i tłumy nieczułe
Na piękno łaciny, na historii świadków -
Bo zapatrzone w stragan i infułę.
Upadek imperium - obfite rynsztoki,
Martwe fontanny, suche akwedukty
I wielkie pragnienie, jak ciężkie obłoki
Grożące burzą bez względu na skutki.
Oremus et pro perfidis Judaeis: ut Deus et Dominus noster auferat velamen de cordibus eorum; ut et ipsi agnoscant Jesum Christum Dominum nostrum.
http://derepublica.blox.pl
http://derepublica.blox.pl
- Martinus Petrus Garrulus
- Proconsul
- Posty: 2556
- Rejestracja: ndz 19 lut 2006, 23:18
- Lokalizacja: Kraków
pragnę przypomnieć owy przesławny wierszJocelyne pisze:
Julian Tuwim
Żaby łacinniczki
- Miłe żabki, składam dank wam
Za to: "Quamquam! quamquam! quamquam!"
Podziękowań cała sakwa
Za to: "Qua qua qua" in aqua.
W sercu mym na zawsze utkwi
To piskliwe "Ut qui! ut qui!"
Smutno mi. Straciłem wiarę.
Nie pytajcie: "Qua re? Qua re?"
Głośny tłum żabich kum
Kumkać zaczął: "Cum, cum, cum!"
(Zaznaczając, że to cum
Jest cum con-se-cu-ti-vum).
nie chcę się czepiać mojego ulubionego wierszoklety, lecz nie ma czegoś takiego, ajk CUM CONSECUTIVUM... taki okropny błąd... oj Julianie, nie uczyłeś się zbytnio tej łaciny
Nulli parcit hiems, nullus quoque frigore gaudet,
donec Ver veniat nos foveant pueri!
donec Ver veniat nos foveant pueri!
Ciekawy wierszyk na temat łaciny - po łacinie, w dodatku dystychem
Carmen discipulis linguam Latinam discere incipientibus dicatum
Vos, quibus est, pueri, discenda Latina, saluto,
lingua, et, uti uobis fiat amica, rogo.
Hunc docuit populos sermonem Roma subactos,
nam ferrum fuerant uerba secuta ferum.
Hunc patrium loquitur sermonem Europa superba,
Romae cum ruerint moenia celsa diu.
Noscite Romanos et magnam noscite Romam
et quidquid cecinit Musa Latina uiris.
Omnia deposito monstrabunt scripta timore:
Pergite, inite nouam me comitante uiam.
(scripsit Martinus Zythophilus)
Carmen discipulis linguam Latinam discere incipientibus dicatum
Vos, quibus est, pueri, discenda Latina, saluto,
lingua, et, uti uobis fiat amica, rogo.
Hunc docuit populos sermonem Roma subactos,
nam ferrum fuerant uerba secuta ferum.
Hunc patrium loquitur sermonem Europa superba,
Romae cum ruerint moenia celsa diu.
Noscite Romanos et magnam noscite Romam
et quidquid cecinit Musa Latina uiris.
Omnia deposito monstrabunt scripta timore:
Pergite, inite nouam me comitante uiam.
(scripsit Martinus Zythophilus)
Surdi te dicunt, mea Musa Latina, silentem
/M.Freundorfer
/M.Freundorfer